Giuseppe Milo, Flickr |
W oczekiwaniu na ostatnie wyniki badań, wpadł nam do głowy pewien pomysł. Tak na prawdę to bardziej Jemu, niż mnie, ale to nie ważne. Padło hasło: zróbmy badania na boreliozę. On kontrolnie (miał jak był mały), a ja już dla świętego spokoju. Mówię mu, że przecież pytałam dwa razy o to lekarzy i stwierdzili, że objawy nie takie. Mimo wszystko, namówił mnie.
Western Blot.
Poszliśmy zrobić badanie metodą Western Blot (IGg). Pani przy pobieraniu pyta mnie czy miałam najpierw robione przesiewowe, metodą ELISA. Mówię, że nie. Od razu chciałam zrobić takie, bo większe prawdopodobieństwo. Pani pokręciła trochę nosem, że trzeba było zrobić najpierw ELISA, "no ale jak Pani chce". Badanie zrobiliśmy w poniedziałek, kazali dzwonić i pytać czy są wyniki. W czwartek rano zadzwoniłam, upewniłam się, że są i po pracy poszłam po swoje wyniki. Szczerze powiedziawszy, byłam pewna, że i tym razem nic nie znajdę, że nie mam boreliozy. Po wyniki szłam raczej na zasadzie formalności, nie byłam ciekawa - bo wg mnie wynik był negatywny. Przy każdym wcześniejszym badaniu jakie miałam - a miałam ich całkiem sporo, za każdym razem siedziałam jak na szpilkach - tutaj nic.
Borrelia.
Odczekałam grzecznie w kolejce, podałam Pani dowód osobisty i poprosiłam o wyniki, Dostałam małą białą kopertę z moim nazwiskiem. Miałam wrzucić do plecaka i po prostu iść do domu, ale stwierdziłam, że jak już trzymam w ręce to chociaż zajrzę "w drodze do wyjścia" do koperty. Wyciągnęłam kartkę złożoną na cztery, drugą ręką w marszu wiązałam szalik. Rzut okiem na kartkę, wynik: pozytywny. Że co?!?! Zrobiło mi się delikatnie słabo. Usiadłam na krzesełku, czytam całą kartkę od początku do końca. Przede wszystkim: nazwisko i numer pesel. Kurdę, zgadza się. Wykresy jakichś słupków z przeciwciałami, określone zakresy ujemne, graniczne, pozytywne - no nie chce być inaczej - wszystko się zgadza. Wynik pozytywny, jak nic. Wyszłam z przychodni, wybuchnęłam płaczem. Czułam się jakbym dostała obuchem po głowie. Nie wiedziałam co mam z sobą zrobić i dokąd pójść. Próbowałam zadzwonić do kogoś z bliskich. Nikt nie odebrał. Dzwoniłam po kilka razy. Czułam się okropnie, poszłam na przystanek, wsiadłam do autobusu i pojechałam do domu.
Siedząc na kanapie i gapiąc się w ścianę nie myślałam o niczym. Powoli na buzi zaczął pojawiać się uśmiech, delikatny, ale zawsze. W końcu autentycznie zaczęłam się cieszyć. Nie z tego, że jestem chora - tylko z tego, że w końcu udało mi się znaleźć przyczynę tego wszystkiego. Z tego, że Ci wszyscy lekarze wmawiający mi zaburzenia psychiczne nie mieli racji. Wiedziałam, że ze mną wszystko pod tym względem w porządku. Jeśli sama przestałabym w to wierzyć, prędzej czy później zamknęliby mnie w psychiatryku. Nie wymyśliłam sobie tych objawów, tego samopoczucia, teraz mam na to dowód!
Pisałam ostatnio, że wybieram się do Warszawy, do Pani doktor, która specjalizuje się w leczeniu tężyczki. Dobrze się złożyło, że zrobiłam to badanie, bo w obszarze jej zainteresowań jest także borelioza. Czekamy na wizytę i rozpoczynamy leczenie! :)